Mój syn ma 23 lata obecnie jest w szpitalu psychiatrycznym z powody nadużywania narkotyków , agresji- pierwszy raz w życiu widziałam takie jego zachowanie. Często z nim rozmawiałam, głos normalny, ale jak tylko zaczynam o leczeniu ,niestety uważa, że nie bierze narkotyków palić marihuanę nadal będzie i leczyć się nie pójdzie Z nudów zaczęłam ją czytać. Boże, wybacz, ale wzięłam do domu egzorcystę. Pomogło, jak umarłemu kadzidło. Dziś mój syn ma 20 lat. Wychodzi z kolejnego ośrodka leczenia uzależnień. Był na kilku przepustkach w domu. Wydaje mi się, że jest na dobrej drodze – boję się powiedzieć, że został wyleczony. Kamil S. Sikora. 28.09.2022 19:42. Chłopiec z Ukrainy był nękany przez inne dzieci z przedszkola (Adobe Stock) Dziecko z Ukrainy miało paść ofiarą przemocy fizycznej i psychicznej w jednym z wrocławskich przedszkoli. Chłopiec był posiniaczony i wymiotował z powodu stresu. Brak reakcji ze strony personelu placówki zszokowała rodziców. Dziecko uzależnione od komputera potrzebuje specjalistycznej pomocy psychoterapeutycznej, ponieważ podlega tym samym mechanizmom, co np. alkoholik. Podczas takiej terapii uczy się jak aktywnie wypoczywać, rozwijać pasje, nawiązywać znajomości, rozmawiać z innymi. Dlatego raz jeszcze zachęcam Panią do spotkania ze specjalistą, który Mój starszy syn, Marcin, nie lubił Agaty, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Miał w tamtym okresie szesnaście lat i był mocno zbuntowanym nastolatkiem. – Nie pasuje do ciebie ta twoja przyjaciółka – burknął któregoś wieczoru. – Niby dlaczego? – spojrzałam zdziwiona. Wzruszył ramionami. – Jest dla ciebie za młoda. Podobne odczucia ma Cyrkonia: „Rok temu mój syn, uczęszczający do piątej klasy szkoły podstawowej, został zaatakowany przez ucznia z ADHD z klasy drugiej. Rzucił się na mojego syna . Koe no katachi (聲の形, Kształt twojego głosu) Czym jest? Koe no katachi jest ekranizacją mangi autorstwa Yoshitoki Ōimy o takim samym tytule. Pierwsza część ukazała się jako jednorazowa wstawka w magazynie Bessatsu Shōnen Magazine. Sam film wszedł na ekrany kin w 2016r. Produkcją zajęło się Kyoto Animation. Co ukazuje? Film przedstawia losy młodych japońskich uczniów. Główny bohater (Shōya Ishida) należy do grupy chłopców nieprzejmujących się niczym, chcących wszystkim zaimponować. Pewnego dnia do klasy dołącza cicha i spokojna dziewczyna – Nishimiya Shōko. Gdy nauczyciel prosi ją, żeby się przedstawiła, ta nic nie mówiąc wyciąga z plecaka notatnik. Okazuje się, że jest osobą niesłyszącą i prosi, aby porozumiewać się z nią poprzez notatnik. Uczniowie mają ją za dziwadło, zaczynają się z niej wyśmiewać i dręczyć. Najbardziej znęca się nad nią właśnie Ishida. Shōko mimo tego, że chłopak sprawia jej straszną przykrość prosi, aby się zaprzyjaźnili. Podejmuje próbę klika razy, bez skutku. Pewnego dnia na zajęciach pojawia się dyrektor i ogłasza, że rozmawiał przed chwilą z matką Shōko – zepsuto jej aż 8 aparatów słuchowych na łączną kwotę 1,7mln jenów. Prosi, aby uczniowie przyznali się jak to się stało. Cała wina zostaje zrzucona na Ishidę. Klasa odwraca się od niego, teraz on jest nękany przez kolegów. Codzinnie wyciera z ławki przezwiska i teksty typu „zabij się Ishida, nienawidzimy cię”. Przez całą sytuację jeszcze bardziej nienawidzi Shōko. Dochodzi między nimi do szarpaniny. Matka przenosi dziewczynę do innej szkoły. Po ukończeniu podstawówki wieść roznosi się dalej – wszyscy wiedzą, że Ishida znęcał się nad osobą niepełnosprawną i nie chcą mieć z nim do czynienia. Coraz bardziej rozumie swój błąd. Pomaga chłopakowi, którego dręczy ich rówieśnik. W ten sposób zyskuje przyjaciela (Tomohiro Nagatsuka). Po dłuższym czasie postanawia odnaleźć Shōko i przeprosić ją za wszystko, co jej zrobił. Już na początku filmu zostaje pokazane cierpienie głównego bohatera. Za błędy jakie popełnił w przeszłości zapłacił bardzo wysoką cenę – został wyrzutkiem. W momencie, kiedy wszyscy odwracają się od niego możemy dostrzec zmianę na twarzach ludzi, którzy go otaczają – pojawiają się iksy. Czym są te niebieskie znaczki? Symbolizują ucieczkę od winy. Ishida nie chce rozmawiać z ludźmi, boi się spojrzeć im w oczy, usłyszeć co o nim myślą. Dźwięk podczas rozmów tych osób zostaje niemalże wyciszony. Ishida stworzył w swojej głowie pewien mur nie do przeskoczenia – zamknął się na wszystkich. Wiedział, że nie ma szans zakolegować się z kimkolwiek, bo nikt nie chce go znać. Pierwszy iks znika z twarzy Nagatsuki, kiedy ten zaczyna rozmowę z Ishidą dzień po tym, jak mu pomógł. Sposób w jaki zostało pokazane odizolowanie (czyli iksy) jest imponujący, ciekawy i niespotykany. Dzięki temu możemy odczuć podczas oglądania smutek, który nosi w sobie bohater. Z czasem znikają iksy z twarzy kolejnych osób – znajomych z podstawówki. Dzięki przyjaźni z nimi Ishida powoli staje się szczęśliwy – wcześniej nie znał tego uczucia. Ciekawym momentem jest, gdy Ueno (koleżanka z podstawówki, która również znęcała się nad Shōko) prowadzi go do stoiska z takoyaki, na którym sprzedaje ich wspólny znajomy Shimada, niegdyś dobry kumpel Ishidy. Chłopak zdaje sobie sprawę, że Ueno zrobiła to specjalnie i na jej twarz wraca iks. Dopiero pod koniec filmu obiecuje sobie, że znajdzie w sobie siłę, aby zmierzyć się z przeszłością i nauczy się żyć z winą. Będąc na festiwalu powoli zdejmuje z uszu dłonie, zaczyna słyszeć głosy innych. Dostrzega, że ludzie wcale nie mówią tylko o nim, a prowadzą normalne rozmowy. Po chwili z twarzy wszystkich spadają iksy. Jest to moment, w którym przezwycięża strach przed ludźmi i życiem. Dlaczego warto obejrzeć? Graficznie film jest wykonany na bardzo wysokim poziomie. Szczegóły są dopracowane, postacie zróżnicowane, cały background świetnie przedstawiony. Muzyka fajnie wplata się w fabułę, podkreślając przedstawiane emocje. Co do fabuły – nic dodać, nic ująć. Wszystko jest przedstawione w przyjemny dla widza sposób. Nie tylko poprzez czarną i białą stronę sytuacji, ale całą otoczkę która temu sprzyja. Bardzo podobał mi się moment, w którym Ishida źle zrozumiał słowa Shōko – zamiast suki (lubić) usłyszał tsuki (księżyc) #mniebawi 😛 Temat, który został podjęty w filmie jest ciężki, ale ciekawie przedstawiony. Ma świetny, głęboki przekaz. Moim zdaniem animacje tego typu powinny być puszczane w szkołach, aby uświadamiać dzieciaki, że znęcanie się nad kimś wyrządza poważne szkody psychiczne, co często prowadzi do samobójstwa. Ocena na filmwebie 8,3/10. Moja ocena 9/10. Dlaczego nie 10/10? Za zakończenie, ale to musicie zobaczyć sami. Naprawdę polecam każdemu, kto lubi filmy z konkretnym przekazem. To właśnie Maciek nagrał swoim telefonem komórkowym przerażający film, na którym 15-latek brutalnie katuje 14-letniego chłopca. Teraz jest przez to prześladowany. Nie ma dnia, żeby "koledzy" nie znęcali się nad nim - popychają, wyzywają, grożą. Maciek skarżył się też babci, że prześladują go opiekunowie! Mają przymykać oczy na ciągłe groźby i wyzwiska, ale też wyznaczać chłopcu coraz to nowe, niesprawiedliwe kary. Ostatnio - jak wyznał babci - musiał w nocy grabić przegniłe liście. Nie ma dnia, żeby chłopak nie słyszał, że to przez niego pogotowie ma kłopoty, że pójdzie siedzieć itd. Dlaczego? Bo ujawnił bestialstwo w pogotowiu! W końcu znękany chłopak nie mógł tego dłużej znieść i uciekł do ukochanej babci. - Natychmiast zadzwoniłam na policję, żeby coś zrobili z tym gnębieniem go. Rano przyszła policja, ale zamiast pomóc, zakuli Maćka w kajdanki i zawieźli z powrotem do pogotowia. Boję się, że on zrobi sobie krzywdę - płacząc opowiada zrozpaczona kobieta. Dyrekcja placówki woli jednak udawać, że nic złego się nie dzieje. Zarówno Barbara Nalińska (41 l.), dyrektor Zespołu Placówek Wychowawczo-Opiekuńczych w Elblągu, któremu podlega Pogotowie Opiekuńcze, jak i Joanna Wasielewska (40 l.), dyrektor Pogotowia Opiekuńczego, w kółko powtarzają tylko jedno: - Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Stanisław B. z Limanowej nęka sąsiadów od lat. Do niedawna nie było na niego mocnych - mimo, że miał na koncie kilkadziesiąt tysięcy złotych, sędziowie zwalniali go z kosztów postępowania i przyznawali adwokata z urzędu. To spowodowało, że w sądach toczyło się co najmniej tysiąc postępowań z jego udziałem. Nikt nie brał pod uwagę, że B. osiem razy był skazywany za fałszywe zeznania i nęka dziecko, bo zostawiło rower na klatce schodowejTeraz sąsiedzi przystąpili do kontrataku. Czy ich sytuacja się zmieni? - Mam taką nadzieję, choć na razie ostrożną - mówi Janusz Jurowicz z Limanowej. To on złożył w limanowskiej prokuraturze zawiadomienie o nękaniu swojej rodziny przez pana B. Załączył do niego opis 16 spraw: B. zawiadamiał policję - a to, że Jurowicz głośno trzaskał drzwiami, a to, że groził mu śmiercią, a to, że posiadał broń bez zezwolenia. - Najbardziej jednak obrzydliwe były zawiadomienia dotyczące naszej rodziny, wystąpienie o odebranie nam praw rodzicielskich w związku z tym, że źle traktuję swoje dzieci oraz zawiadomienie o tym, że rzekomo molestowałem jednego z podopiecznych w izbie wytrzeźwień - mówi Jurowicz. Mężczyzna podkreśla również, że nękany przez Stanisława B. jest jego syn. - W 2011 r. B. złożył zawiadomienie, że mój syn dopuścił się ciężkiego uszkodzenia ciała, a ostatnio - że stawiając źle rower na klatce, naraża sąsiada na to, że spadnie i się zabije - dodaje Jurowicz. O tym ostatnim, bulwersującym postępowaniu pisaliśmy na naszej stronie. W jego ramach 13-letni chłopak był wzywany na komisariat. W piśmie z policji był zakwalifikowany jako "podejrzany o popełnienie przestępstwa z art. 191 Kk", czyli polegającego na zmuszeniu kogoś przemocą lub groźbą do określonego zachowania. Policjanci, po artykułach w "GK" i odmowie rodziców przyprowadzenia dziecka na przesłuchanie, odstąpili od było zdziwienie Jurowicza, gdy 4 września dostał odpowiedź prok. Joanny Karteczki, w której odmawia ona wszczęcia postępowania w sprawie nękania Jurowiczów. Argumentowała że Stanisław B., jak każdy obywatel, miał obowiązek zawiadamiać policję o zauważonych przez niego przestępstwach...Decyzję prokurator krytykuje prof. Andrzej Zoll, karnista. - Jest oportunistyczna, po linii najmniejszego oporu. Ta sprawa to nękanie - ocenia. Podobnego zdania jest Janina Tomasik, prokurator rejonowy w Limanowej, która podkreśla, że jeśli tylko Jurowicz zażali się na decyzję jej podwładnej, ona to uwzględni i nakaże wszcząć śledztwo. - Jako przełożona mam prawo wydać takie polecenie - podkreśla prok. Tomasik. Dodaje, że wszczęcie śledztwa i podejrzenie, że doszło do przestępstwa, nie jest jednoznaczne z postawieniem zarzutów Stanisławowi B. Niemniej jednak, sprawa zostanie gruntownie przebadana. - Przesłuchamy świadków, zbadamy dowody - podkreśla prokurator. Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytajCodziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+ 12:27 Krzysztof Przekop W połowie maja w Szkole Podstawowej nr 3 w Augustowie doszło do niespotykanego aktu przemocy. Uczeń stracił fragment palca doznając trwałego uszczerbku na zdrowiu. Relacje dyrektora i rodziców różnią się diametralnie. Jeszcze niedawno zastępca burmistrza publicznie oskarżał byłą dyrektor „trójki” o problemy z przemocą i deklarował naprawienie tej sytuacji. Krzysztof Przekop by Koty2 Uczeń stracił fragment palca w wyniku celowego trzaśnięcia drzwiami w toalecie przez agresywnych kolegów. Zamykanie współuczniów w toalecie i trzaskanie drzwiami stały się formą zabawy agresywnej grupki uczniów w tej placówce. Komentarza udzielił nam dyrektor szkoły Andrzej Kaszkiel. Publikujemy jego fragmenty: „W szkole miało miejsce nieszczęśliwe zdarzenie zaistniałe w wyniku nieodpowiedzialnego zachowania uczniów. Wszelkie procedury zostały zachowane, odpowiednie służby powiadomione, udzielona została pomoc przedmedyczna przez wykwalifikowaną opiekę pielęgniarską. Działania organizacyjne oraz wychowawcze szkoły zostały podjęte zgodnie z obowiązującymi przepisami”. „Różne sytuacje wychowawcze, zdarzenia są codziennością wszystkich szkół. Najważniejszym zadaniem szkoły jest reagowanie na nie i prowadzenie profilaktyki wychowawczej. Kierując się rzetelnością, należy oddzielać jednostkowe, niezamierzone zdarzenia od problemów wychowawczych, które pracownicy pedagogiczni naszego zespołu szkolno-przedszkolnego rozwiązują codzienne. Szukanie sensacji w czyimś nieszczęściu (zarówno uczniów i ich rodzin) jest moim zdaniem nieetyczne”. Jeszcze niedawno zastępca burmistrza Filip Chodkiewicz zarzucał byłej dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 Wiesławie Chrulskiej, że w okresie jej kadencji w placówce istniał nierozwiązany i narastający problem przemocy. Sąd uznał, że Chodkiewicz kłamał. Pamiętamy dyskusje o połączeniu „trójki” w zespół szkolno-przedszkolny, deklaracje o dodatkowych etatach psychologa w szkole, priorytetowym rozwiązaniu niepożądanych zjawisk. Dyrektor poproszony o komentarz do sprawy przez naszą redakcję twierdził np., iż po zdarzeniu zachowano wszelkie procedury. Rozmawialiśmy z rodzicami poszkodowanego dziecka. Nasi rozmówcy poinformowali nas, że relacja dyrektora Andrzeja Kaszkiela jest nieprawdziwa. Podają konkretne dowody zaniedbań związanych ze zbyt późnym wezwaniem karetki pogotowia ratunkowego i niezabezpieczeniem części palca po incydencie. -Informacje dyrektora o zachowaniu wszelkich procedur po wypadku i powiadomieniu służb są nieprawdziwe. Kiedy mój syn trafił do gabinetu pielęgniarskiego z uciętym fragmentem palca, powinna zostać natychmiast wezwana karetka pogotowia. To nie zostało zrobione, syn siedział w gabinecie przez około pół godziny do przyjazdu żony. Dopiero po jej przyjeździe i rozpaczy związanej z dramatem naszego dziecka, zadzwoniono po karetkę, która nie była w tamtym momencie dostępna. Pani z sekretariatu zawiozła syna i żonę do szpitala. Procedury wyglądały tak, że nie zabezpieczono nawet uciętej części palca, którą wyjęto z drzwi dopiero po dwóch godzinach. Gdyby zrobiono to wcześniej, prawdopodobnie całą końcówkę palca z paznokciem można było przyszyć. Dziecko jest trwale okaleczone -relacjonuje ojciec dziecka. Okaleczenie chłopca było apogeum zdarzeń, które nasilały się od miesięcy. Uczeń wcześniej był już nękany, poniżany oraz uderzany po twarzy, a koledzy zniszczyli mu również okulary. -To zdarzenie miało miejsce w piątek, 13 maja. Był to celowy akt przemocy, dokonany przez rówieśników syna. Czternastolatkowie chcieli wepchnąć syna do toalety. On bronił się przed tym, a w pewnym momencie wypadły mu klucze na podłogę. Schylił się, aby je podnieść i w tym czasie jeden z chłopaków z impetem trzasnął drzwiami odcinając końcówkę palca. Była to agresja z premedytacją, będąca pokłosiem wcześniejszych sytuacji. To nie był przypadek, bo przemoc nasiliła się od kilku miesięcy. Jeden z chłopaków posądzał syna, że ten pobił mu telefon, co było nieprawdą. Syn był nękany, wysypywano mu rzeczy z plecaka, chowano buty, był uderzany w twarz, połamano mu okulary. Zgłaszaliśmy tę sprawę wychowawczyni dzieci. Podobno oprawca dostał uwagę, ale mówiono nam, żebyśmy wyjaśnili sprawę między sobą w ramach rozmów z rodzicami. Syn bał się nam mówić o tym, co go spotyka -komentuje rodzic. Rodzice o sprawie zawiadomili policję. Są jednak zdziwieni tym, że takie zawiadomienie nie zostało zgłoszone natychmiast po wypadku. -W poniedziałek, 16 maja udaliśmy się na spotkanie z dyrektorem szkoły. Spytałem, dlaczego dyrektor natychmiast po zdarzeniu nie wezwał policji, choć było to jego obowiązkiem. Policja została powiadomiona dopiero w poniedziałek i zrobiliśmy to osobiście. Takie zawiadomienie miał skierować również dyrektor. Zapoznając się z aktualnymi tłumaczeniami dyrektora mam wrażenie, że próbuje zamieść sprawę pod dywan. Nie pozwolę na to, by opowiadał nieprawdę i przedstawiał sprawę zupełnie inaczej, niż wyglądała ona w rzeczywistości. Podczas rozmowy z nami pan Andrzej Kaszkiel przyznał, że szkoła jest świadoma tego, iż uczniowie najwięcej czasu na przerwach spędzają w toaletach. Dlaczego w takim razie nie było tam dyżurującego nauczyciela?–dodaje ojciec. Rodzice w związku z trwałym uszczerbkiem na zdrowiu dziecka, chcą uzyskać zadośćuczynienie. -Nasz syn przeżywa traumę. Pod koniec maja w szkole odbywają się egzaminy ósmoklasisty. Nie może do nich przystąpić w tym terminie, bo ma okaleczoną prawą rękę. Egzamin będzie mógł napisać dopiero w czerwcu, jeżeli rekonwalescencja przebiegnie prawidłowo, co wiąże się z dodatkowym stresem. Oczekujemy zadośćuczynienia za okaleczenie fizyczne i psychiczne naszego syna –mówi rodzic. Żadne odszkodowanie nie zrekompensuje bólu dziecka. Jednak oprócz cierpienia fizycznego, okrutna jest też trauma psychiczna, bo zostawia trwały ślad w pamięci poszkodowanego. Bez wątpienia minie sporo czasu, zanim uczeń ponownie poczuje się komfortowo wśród kolegów i będzie chodzić do szkoły bez obaw. To wymaga też opieki psychologicznej i pedagogicznej. Nie można pozostawić bez komentarze także tego, że w ostatnich latach zastępca burmistrza i radni koalicji rządzącej, tyle mówili o przemocy w tej szkole, krytykowali byłą dyrektor i zapowiadali daleko idące zmiany. Okazuje się, że realna przemoc ma miejsce teraz, po wszystkich wzniosłych deklaracjach na sesjach i komisjach, zapowiedziach współpracy z psychologiem szkolnym, brakiem tolerancji dla niepożądanych zjawisk. Ostatnie wydarzenie jest blamażem. *Artykuł ukazał się w 21/2022 numerze "Przeglądu Powiatowego". Dodanie komentarza oznacza akceptację regulaminu. Treści wulgarne, obraźliwe, naruszające regulamin będą usuwane. 7-letni Gabryś z Polski, który mieszka aktualnie z rodzicami w mieście Halifax w północnej Anglii został zaatakowany przez kolegów ze szkoły. Za co? Ojciec chłopczyka wyjaśnia, że od jakiegoś czasu jego synek był nękany, a wszystko przez to, że... jest Polakiem. Jak można było pobić małe dziecko? Jak można było zaatakować kogokolwiek tylko dlatego, że pochodzi z innego kraju? Łamiące serce zdjęcie małego Gabrysia tata umieścił w sieci... 7-letni Gabryś pobity za to, że jest Polakiem?! Ojciec chłopczyka został poinformowany o tym, że jego dziecko zostało zaatakowane w szkole: Rano jak zwykle żona zawiozła syna do szkoły. Po drodze planowanie dnia, żółwik i buzi... Chwilę po 11:00 telefon ze szkoły, że syn musi zostać odwieziony do szpitala. To nie był wypadek. Szykany i zastraszanie trwały od początku roku. W końcu doszło do pobicia... za to tylko, że jest Polakiem Jak doszło do takiej tragedii? Z tego, co szkoła przekazała rodzicom, malutki Gabryś miał zostać przewrócony na ziemię, po czym ktoś miał uderzyć go w głowę jakimś ciężkim przedmiotem. W czasie rozmowy z Polish Telegraph pan Karol powiedział także: Nauczyciel nie zdążył dobiec, bo wszystko odbyło się tak szybko. Uratował go (jednak) od następnych ciosów. I całe szczęście, bo mogłoby być jeszcze gorzej. Dzwonili do mnie rodzice dzieci, które były świadkami tego, co się stało. One trochę inaczej opisują zdarzenie. To była grupa kilku klas razem. Po ataku mój syn upadł i nie ruszał się. [...] Dzieci obroniły mojego syna, a następnie podniosły i zaprowadziły do budynku. Gabi dłuższy czas nie płakał i nie odzywał się. Myślę, że stracił przytomność Mamy nadzieję, że sprawcy odpowiedzą za to, co spotkało małego Gabrysia. źródło:

mój syn jest nękany przez kolegów